Martyna Olszewska
Martyna Olszewska: 2065 Grabieżcy wody
Żył sobie pewien człowiek – uosobienie cierpliwości i spokoju – pan Bożydar. Mieszkał razem z żoną i dwiema córkami, Amelią i Rozalią, w uroczym domku w małej wsi w województwie kujawsko-pomorskim.
Zbliżały się jego czterdzieste piąte urodziny. Siedząc w kuchni zawsze z niechęcią zerkał w stronę kalendarza. To właśnie wtedy przychodziły mu na myśl lata jego młodości. Te cudowne cztery pory roku, kiedy pogoda stopniowo się zmieniała, a zimą padał wyczekiwany przez dzieci śnieg. Trudno mu było się pogodzić z ociepleniem klimatu. Wspominał również beztroskie czasy, w których wody było pod dostatkiem i nikt jeszcze nie spodziewał się, że za kilkadziesiąt lat będą o nią walczyć, by przetrwać. Teraz wodę czerpali sami – była za droga. Stosowali do tego pochłaniacze wilgoci z powietrza oraz korzystali z własnych studzienek. Zużytą wodę filtrowali do jeszcze kilkakrotnego ponownego użycia. Liczyła się każda kropla.
Z zadumy wyrwała go młodsza córka, Amelia.
- Tato, pomożesz mi odrobić pracę domową? Mam na zadanie z historii napisać o województwie pomorskim, które kiedyś zostało zalane...- Bożydar zmarkotniał. Nie uszło to uwadze jego córki. – Tato?
- Tak, faktycznie tak było... A to, że mieszkamy nad morzem, Amelko, to zasługa topniejącego lodowca – starał się mówić radosnym głosem, ponieważ nie chciał jej martwić.
Z grymasem na twarzy opowiadał Amelii o tym, jak to w 2042 roku Pomorze zostało zalane. Nagle usłyszał rozpaczliwy krzyk żony.
- Musimy uciekać! W telewizji mówią, że nadchodzi do nas wielka fala wody! Umrzemy, jeśli się stąd nie wydostaniemy! Musimy pędzić na południe!
Wszyscy zerwali się z miejsca. Zapłakana Rozalia boso wybiegła przed dom razem z resztą rodziny. Szybko wsiedli do swojego samochodu i ruszyli. Mieli szczęście, że w aucie był pełny bak paliwa. Z dużą prędkością mijali kolejne wsie i lasy wiedząc, że widzą je po raz ostatni. Zadawali sobie pytanie, czy naprawdę ich ojczyznę czeka los Pomorza. Wiedzieli jednak, że teraz liczy się tylko to, by przeżyć. Pędzili przed siebie prawie całą dobę. W końcu znaleźli się u stóp gór. Odetchnęli z ulgą, choć nie mieli pewności, czy ostatecznie wygrali walkę z żywiołem.
Zatrzymali się w lesie. Bożydar jako pierwszy wysiadł z samochodu. Padł na kolana zasłaniając oczy dłońmi. „Wszystko stracone” - myślał. „Dom, praca, wszystko stracone. Ciekawe czy reszta rodziny się uratowała. Wszystko przez te fabryki, elektrownie, zanieczyszczenia! Wszystko przez ludzi!”. Zaczął się zastanawiać nad tym, dlaczego natura stworzyła gatunek ludzki. By zniszczył wszystko? Po jego policzku spłynęła łza. Pierwszy raz zapłakał jako dorosły mężczyzna.