23 marca we wtorek Polonia Bytom rozegrała zwycięski mecz z MOSM Tychy (4:1)    

Relacjonuje Patryk Franczak – napastnik Polonii Bytom:

         Razem z moimi kolegami czekalismy na ten mecz z niecierpliwością, aby móc zrewanżować się za wcześniejszą porażkę. Przegraliśmy wówczas, gdyż połowa naszej drużyny niestety była po chorobie.

         Wtorek, godzina 14:45. Wyszliśmy na rozgrzewkę bardzo skoncentrowani. Chcieliśmy rozegrać ten mecz jak najlepiej i zejść z lodu, usiąść w szatni i powiedzieć: „Dziś dałem z siebie wszystko”. O godzinie 15:00 sędziowie weszli na lód, po gwizdku nastąpiło przywitanie się pomiędzy drużynami.

         Po przywitaniu na lód weszła pierwsza piątka, w której byli: atak (Łukasz Dybaś, Mateusz Macias i Maciej Steiner) i obrońcy (Kamil Kapuściński wraz z Oktawianem Dudkowskim). Gwizdek sędziego. Każdy czekał z niecierpliwością na rozpoczęcie meczu.  W końcu mecz się zaczęło. Pierwsza piątka ostro zaatakowała naszych przeciwników, tak że Tyszanie nie wiedzieli, co dzieje się w danym momencie. Następnie na lód weszła druga piątka, w której grałem ja wraz z debiutującym Danielem Bujakiem, zastępującym Kamila Klaka i Kamilem Drewniakiem oraz nasi obrońcy Mateusz Możdżeń i Adam Koryczan. Sędzia rzucił krążek na taflę lodowiska. Gdy to nastąpiło, od razu rozpoczęła się silna ofensywa z naszej strony. Zamknęliśmy przeciwników w tak zwanym ,,zamku". W pewnym momencie, mając krążek przy kiju, zdecydowałem się oddć strzał. Bramkarz przeciwników pomyślał, że krążek znajduję się w jego rękach, lecz pomylił się: krążek odbił się i spadł na taflę. Dostrzegł to Kamil Drewniak i ile sił w nogach pędził w jego stronę, oddał strzał i zdobył gola. Gdy usłyszeliśmy syrenę kończącą pierwszą tercję, odetchnęliśmy i zmęczeni ruszyliśmy do szatni, by odpocząć i posłuchać uwag naszego trenera Wincentego Kawy.

         Trener dał znak do wyjścia, więc wszystcy wstali z ławek, zapięli kaski, ubrali rękawice i chwycili kije. Oczywiście nie mogliśmy wyjść na taflę bez naszego okrzyku. Usiedliś my w boksie. Na lód weszła pierwsza piątka i rozpoczęła się druga tercja spotkania. Gdy przyszedł czas na drugą piątkę, przejąłem krążek i ruszylem przed siebie omijając paru przeciwników. Ustawiłem zamek, oddałem krążek Kamilowi, on zaś oddał go Adamowi, który, nie czekając, podał mi pod bramkę. Sam na sam z bramkarzem pełen spokoju zadryblowałem przed nim i strzeliłem do pustej bramki. Prowadziliśmy już 2:0. Graliśmy dalej spokojnie i rozważnie utrzymująć się przy krążku. Bytomscy sędziowie oczywiście starali się za wszelką cenę zniweczyć nasze starania i niesłusznie posyłali naszych zawodników na ławkę kar. Jednak to nie złamało naszej determinacji i zaczęliśmy my grać jeszcze lepiej. Atakowaliśmy przeciwników ze wszystkich sił tak, by nie mieli oni już sił na odrobienie strat.

Lecz znów usłyszeliśmy syrenę i zeszliśmy do szatni, gdyż zakończyła się druga tercja spotkania. Odpoczęliśmy, trener pochwalił nasze starania i wspierał nas tak, abyś my dali z siebie jeszcze więcej. Nie mogliś my go zawieść.

         Czas wychodzić. Okrzyk - i ruszamy. Rozpoczęła się trzecia tercja. Gdy na lód wyszła moja piątka, od razu ostro zaatakowaliśmy, nie dając przeciwnikowi możliwości nawet powąchania krążka. Po oddanym strzale Kamila Drewniaka obrońca Tyszan wybił krążek do naszej strefy obronnej. Adam Koryczan przejął go i szukając wolnego napastnika wyjechał na środek tafli, jednak nie było napastnika, któremu mógłby oddać krążek.

Po pewnym czasie Adaś dostrzegł błąd w ustawieniu obrony Tyszan i ruszył na pełnej szybkości przez środek tafli. Pozostał ostatni obrońca. Nagle Adam oddał strzał zza nóg tyskiego obrońcy i ruszył pod bramkę, by dobić krążek i udało się - Korek zdobył bramkę. Było to dla nas duże zaskoczenie, ponieważ obroncy trudno jest samodzielnie oddać strzał i to jeszcze przejeżdżając całe lodowisko.

         Zostało parę minut do końca spotkania. Tyszanie otrzymali karę i grali w osłabieniu. Trener wystawił moją piątkę i dobrze zrobił. Zawołałem kolegów i powiedziałem, że czas na specjale zagranie, którego nauczył nas trener. Krążek w naszej strefie. Przy nim Mateusz Możdżeń. Czeka na mnie za bramką, by oddać mi krążek. Rozpędziłem sie i zabrałem ,,gumę". Czekałem, aż Kamil wyjdzie na pozycję. Gdy był już gotów, oddałem mu krążek. Kamil na pełnym gazie przejechał prawą stroną tafli i za bramką zamienił się z Danielem pozycjami, w tym samym momenciew wykonując podanie. Ja stałem sam pod bramką i czekałem. Daniel dostrzegł mnie i szybko podał krążek do mnie. Nie zastanawiając się umieściłem gumę w siatce.

         Było już 4:0 dla naszej drużyny. Do końca meczu pozostało już tylko nieco ponad mintutę. Tyszanie zdjęli bramkarza, by spróbować strzelić honorową bramkę. Niestety nie upilnowaliśmy jednego przeciwnika, który przyjmując podanie umieścił krążek w siatce.

         Nagle – syrena. Koniec meczu, wynik 4:1. Nastąpiło pożegnanie, a po chwili zeszliśmy do szatni pełni radości, ponieważ zrewanżowaliśmy się Tyszanom za wcześnieszą porażkę.

         Usiadłem na ławce, otarłem twarz ręcznikiem i pomyślałem, że naprawdę dziś dałem z siebie wszystko.